20 maja w Królestwie Polskim gruchnęła wieść o tym, iż kasztelanowie Mazowsza i Wielkopolski zbierają się na obrady dwustronne, by pochylić się nad ważnymi rzeczami. Przedmiotem obrad miały być sprawy gospodarcze i wojskowe oraz wyjaśnienie zaległych konfliktów. Niestety nie ma mowy o konfliktach obecnych, które najwidoczniej nie są tak ważne, jak odgrzewanie starego kotleta bez panierki.
Architekt mostów poszukiwany
Rozmowy Mazowsza z Wielkopolską wydają się jednak całkowicie nudne, bo prócz początkowej deklaracji, przez dziesięć dni nie pojawiło się w tym temacie nic nowego. Redakcja nauczona doświadczeniem autora tegoż artykułu podejrzewa, iż wspólne spotkanie miało być tylko pretekstem do popijawy, a że głupio kasztelanom napisać, że idą na piwo, to napisali o budowaniu wspólnego mostu. Autor obliguje się wszem i wobec, że sam przejdzie się niedługo traktem między Płockiem a Kaliszem i sprawdzi, czy chociaż filary tego mostu stoją (i poszuka pustych kufli po piwie).
Kasztelan Krakowska abstynentem?
W tym kontekście dziwią listy wysłane już następnego dnia przez Baliana, kasztelana Wielkopolski do Glorhii, kasztelan Małopolski. W liście ten pierwszy zaprasza tę drugą do rozmów o porozumieniu granicznym. Znaczy nie na randkę czy tam na piwo, ale uprzedza, że wysyła wojsko na nod pod Księstwo Krakowskie i uprzejmie o tym informuje, pytając przy okazji, czy kasztelan z Krakowa nie ma jakichś problemów ze zbójami, bo wtedy ta wielkopolska armia chętnie ich usiecze. „Masz jakiś problem, mała?” miałoby chyba większą siłę przebicia, niemniej Glorhia w odpowiedzi raduje się, że Wielkopolska poszła po rozum do głowy i w końcu zaczęła coś robić ze zbójami, co zajęło jej zaledwie półtora roku. Potem następuje komplemenciarskie czarowanie ze strony kasztelana Wielkopolski, krygowanie się ze strony kasztelan Małopolski i propozycja, by spotkać się i porozmawiać o propozycjach najlepszych dla obu księstw. Czyli o tym samym, co z Mazowszem, tylko bez roztrząsania przeszłych konfliktów.
Znaczy co, to nie można było się spotkać od razu we trójkę jako przedstawiciele wszystkich trzech księstw i pogadać razem, tylko trzeba rozdrabniać się na dwa spotkania, a może i trzy, jeśli Małopolska zapragnie poprawiać też stosunki z Mazowszem? Czy kasztelan Wielkopolski uważa, iż skoro Glorhia jest kobietą, to pić piwa nie może na równi z mężczyznami na tych ich łęczyckich zjazdach? Co to za dyskryminacja?! Albo że nie udźwignie deski do budowy mostu?! A może się boi, że im piwsko całe wyżłopie i biedni wrócą ze spotkania niepocieszeni i o suchym pysku?
Nie obrażaj kobiety
Dalsza część korespondencji jest jednak znacznie ciekawsza. W jednej z odpowiedzi Glorhia zwraca uwagę Balianowi, iż nie spotka się z nim osobiście, gdyż oznaczałoby to dla niej ryzyko utraty reputacji. Jako argument podaje treść z innego listu Baliana (o tym dalej), który jej dostarczono, a w którym ten jej zdaniem w sposób nieodpowiedni wyraża się o kobietach: Dochodzą mnie słuchy, które te listy z Mazowsza potwierdzają, że chęcią uderzałby Pan "w duże piersi niewiasty", a dla mnie jako osobie szanującej kobiety i niedopuszczającej się wobec nich pogardy i niewybrednych żartów, nie przystoją osobiste spotkania z osobą wyrażającą się w ten sposób o kobietach.
Kasztelan Krakowska najwyraźniej poczuła się też urażona w imieniu kobiet i w dalszej korespondencji nie pozostawiła na kasztelanie Wielkopolski suchej nitki. Taki trochę foch, ale jeszcze bez przytupu. Pierwszy cios wymierzony w męskie ego padł całkiem niespodziewanie, ale kolejne miały dopiero nadejść. Najpierw pojawiły się pytania o to, dlaczego zbój, który napadł na mazowieckie miasto, znalazł uznanie w radzie wielkopolskiej oraz w jaki sposób Balian planuje rozwiązać ten paradoks, bowiem z jednej strony mówi o niszczeniu zbójów z księstw, z drugiej jednemu z nich pozwala chronić się pod płaszczem radnego. Mimo pokrętnych tłumaczeń, że jako kasztelan krakowska nie powinna interesować się sprawą Mazowsza, Glorhia nie odpuszczała, bo kobieca duma chyba nie pozwala zatrzymać się wpół kroku. Wyjaśniła, że nie trzeba być mieszkańcem Mazowsza, by potępiać zbójeckie czyny, bo do tego wystarczy ludzka uczciwość i zakończyła korespondencję zarzucając Balianowi w końcu brak szczerości i dobrych intencji, wyrażając brak ufności względem niego i żegnając się informacją, iż nie widzi sensu w zmianie obowiązujących praw między dwoma księstwami.
A mogła zabić...
Matrymonialne bezeceństwa
Kolejny dzień przyniósł kolejne listy z Wielkopolski, tym razem słane na Mazowsze na ręce rodu Rakowskich. Muszą mieć tam chyba jakiś wyjątkowo płodny okres literacki, bo listy wyfruwają z kasztelańskiej wieży jeden za drugim. W skrócie: głowa rodu Lubomirskich wydaje swojego syna na żer dla piranii – znaczy szuka mu żony. Czym biedny syn zasłużył na taki los? Nie wiemy, ale jeśli ma jeszcze okazję od małżeństwa się wyłgać, niech korzysta, chyba że ma sakiewkę bez dna i jest głuchy. W związku z tymi poszukiwaniami Balian uznał, iż najlepszą kandydatką będzie jakaś od Rakowskich, najlepiej z wielkim wianem, a przy tym ma być spokojna i urodziwa; czyli wymagania skromne. W odpowiedzi głowa rodu Rakowskich w osobie Granius odpisała, że jednak nie ma u nich desperatek, które by za Lubomirskiego wyszły, ale jest jeden kawaler, który się poświęci i cnotę swą odda dla dobra obu rodów i budowania świetlanej przyszłości.
Balian Lubomirski propozycję odrzucił, zarzucając rodowi Rakowskich dewiację i lubieżność. Jednocześnie zaproponował, by małżeństwo odbyło się pomiędzy jego synem a panną Hortensją Rakowską. Śpieszymy donieść, iż w tamtym czasie panienka ta była od dni kilku martwa, radośnie powiewając swoim ciałem na krokwi w płockiej stajni. Redakcja zastanawia się więc nad nie lada zagwozdką: skoro propozycja ożenku dwojga szlachetnych mężczyzn nazywana jest przez wielkopolskiego kasztelana dewiacją, to jak nazwałby swoją propozycję ożenku własnego syna z martwą dziewczyną? Na propozycje nazwy dla takiego zachowania czekamy z niecierpliwością przez kolejny tydzień. Słać można gołębie lub zgłosić się do biura KAP.
Do wymiany listów, które z wypiekami na twarzy śledzili co uważniejsi mieszkańcy KP, wtrąciło się kilka kolejnych osób. Miało być nawet mordobicie, ale póki co rozeszło się po kościach, chociaż osobiście nadal trzymam kciuki, bo tam gdzie leją się po gębach, zawsze można się i piwa napić.
I jakiś most zbudować.
Dla KAP – Soren.